czwartek, 4 sierpnia 2011

Rodział IV

Rozdział IV

W oczekiwaniu

Aż do rana czekałam w szpitalu na jakąś dobrą wiadomość. To była chyba najgorsza noc w moim życiu. Pełna smutku, niewypowiedzianego cierpienia i bólu. Siedziałam na korytarzu otępiała, a w mojej głowie kłębiło się milion myśli. Na dodatek nie byłoby niczego, co mogłoby odwrócić od nich moją uwagę. Tylko od czasu do czasu po korytarzu przesunęła się postać jakiejś pielęgniarki czy lekarza. Nie mogłam nawet na chwilę oderwać się od tych złych przeczuć, wciąż analizowałam różne scenariusze, zastanawiałam się nad rozwiązaniami. Co jeśli rodzice będą ciężko chorzy? Jeśli czeka ich spędzenie kolejnych kilku lat w szpitalu? Jeżeli nigdy nie powrócą do wcześniejszego, normalnego życia?
Nie, to chore, muszę choć przez chwilę skupić się na czymś innym. Wiedziałam, że w innym przypadku zwariuję od natłoku tych strasznych myśli. Mimo, że przyszło mi to bardzo ciężko, wyprostowałam się i rozejrzałam wkoło. Dopiero teraz zauważyłam, że Julita siedzi obok mnie i cały czas mi się przygląda. Ona naprawdę była wspaniała. Moja wdzięczność za to, co dziś dla mnie zrobiła, sięgnęła wyżyn. Idealne zorganizowanie, opanowanie, spokój, ale też determinacja - pozwoliły jej przywieźć mnie tu bardzo szybko, potem w jakiś magiczny sposób przekonała recepcjonistkę, by wpuściła mnie na oddział. Na koniec oczarowała lekarza, który dzięki jej urokowi i prośbom porozmawiał ze mną o stanie rodziców i wpuścił na oddział dziecięcy. Tak, nawet ja zauważyłam, że Julita mu się spodobała.
-Dziękuję ci za wszystko. Nie wiem, jak  się odwdzięczę za to wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Wszystko załatwiłaś, miałaś nawet mój dowód!
-Daj spokój. Zachowałam się tak jak powinnam. Cieszę się, że mogłam coś dla ciebie zrobić. Ty zachowałabyś się tak samo. A dowód... Leżał w przedpokoju, kiedy wychodziłyśmy. Stwierdziłam, że się przyda, a było małe prawdopodobieństwo, że będziesz o nim pamiętała.
 No, tak, ona zawsze pamiętała o wszystkim. Była naszą cichą ostoją: zawsze mogłyśmy na nią liczyć, zawsze wiedziała, jak należy się zachować. Poza tym posiadała niezwykła intuicję, zauważała najmniejszą zmianę nastroju, potrafiła po jednej rozmowie z człowiekiem zgłębić jego charakter, osobowość, marzenia i plany.Tak jak relacje moją i Kasi mogłam nazwać szaloną, wesołą i pełną wyskoków przyjaźnią, tak Julita była moim cichym aniołem stróżem. Dopiero teraz zaczęłam dostrzegać, jak wiele jej zawdzięczam. Także dziś wyczuła, że to nie moment na rozmowy czy pocieszanie, potrafiła po prostu być obok mnie. Nie chciała, bym zwracała uwagę na jej obecność czy  była  wdzięczna za wsparcie. Najzwyczajniej w świecie trwała obok, na wypadek gdybym potrzebowała jej pomocy.
-Wiesz, możesz iść do domu, siedzisz tu ze mną cała noc. Prześpisz się, odpoczniesz... Nie chcę Cię przemęczać.- powiedziałam
-Chyba zwariowałaś! Nie zostawię cię tu samej, nie myślisz racjonalnie. Wiesz, lekarz prosił, bym już dawno zawiozła cię do domu, ale nawet ci tego nie proponowałam... I tak byś się nie zgodziła. Poza tym nie jesteś w stanie zasnąć. No, chyba, że chcesz wracać...
-Nie! Muszę tu zostać. Dobrze myslałaś: mój powrót do domu nie ma sensu. A może lekarz coś jeszcze mówił? Coś nowego wiadomo?- spytałam z nadzieją w głosie, mimo, że nie byłam pewna usłyszenia dobrych wiadomości.
-Niestety nic, ale ... Będziemy o nich walczyć, tak jak oni by walczyli o ciebie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- powiedziała i mocno mnie przytuliła. Poczułam się tak, jakby przesłała mi tym uściskiem pokłady nowej energii i nadziei.


Było jakoś przed siódmą, kiedy z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Julity:
-Julia, czy to nie Twoja babcia? - Tak, to była ona. Kiedy ja ostatnio ją widziałam? Rodzice bywali u niej praktycznie w każdą sobotę, chcieli, abym jeździła z nimi, ale zawsze miałam inne plany. Zapewniali, że babcia bardzo tęskni, ciągle wypytuje o mnie. Chciałam ją odwiedzić, ale ale za każdym razem wypadła albo jakaś super impreza, albo wypad do kina. Teraz zdałam sobie sprawę, że ostatni raz odwiedziłam ją w święta. W dzieciństwie jeździłam do niej na wakacje, ona opiekowała się mną, kiedy była taka potrzeba, zawsze chciałam być z nią jak najdłużej. Kochałam ją bardzo, ale ostatnimi czasy chyba zbyt zachłysnęłam się moim "dorosłym" życiem i nie znajdowałam na nią czasu. To ona szukała kontaktu, dzwoniła, nawet ostatnio, by złożyć życzenia. No, właśnie. Te przeklęte urodziny! Chciałam, żeby nigdy nie miały miejsca, to wszystko przez nie! Miały być takie wspaniałe, a teraz marzyłam tylko, by wymazać z pamięci wydarzenia dzisiejszej nocy.
-Kochanie, co z nimi? Jak Ty wyglądasz? Pewnie nie spałaś całą noc. I zamartwiasz się. Spokojnie, wyjdą z tego. Mój syn zawsze ze wszystkiego wychodził cało, a twoja matka też ma to całkiem nieźle opanowane. Tym razem też nic złego im nie będzie. - powiedziała i natychmiast mocno mnie uścisnęła. Trochę zazdrościłam jej tego optymizmu. Mnie samej przypomniało się powiedzenie mamy: "Nadzieja matką głupich..."

Zaraz po babci, w szpitalu pojawiła się Kaśka.
-Julka, przywiozłam ci ubrania. Tu masz szczoteczkę do zębów, ogarnij się chociaż  trochę w szpitalnej toalecie. Zimna woda dobrze ci zrobi, otrzeźwi. I przebierz się, wybrałam coś wygodnego. A teraz mów: dowiedziałaś się czegoś? Jak się czują? I czemu...- z jej ust popłynęła lawina pytań. Gdybym musiała na nie odpowiadać, byłoby to dla mnie straszne. Jeszcze bardziej zapamiętywałam ciąg wyrazów : "rodzice, wypadek, Zosia, szpital, stan ciężki...". Na szczęście z opresji wybawiła mnie Julita, która odciągnęła Kasię na bok i zaczęła jej powoli wszystko tłumaczyć.
-Cieszę się, że masz tak oddane przyjaciołki. Możesz na nie liczyć. To bardzo ważne. Szczególnie w takich sytuacjach sprawdza się, komu na tobie na prawdę zależy. - moja babcia przyglądała się dziewczynom. Znała je, przyjaźniłyśmy się przecież od dzieciństwa. Często zajmowała się nami. One także darzyły ją szczególną sympatią.
-Babciu, myślisz, że na prawdę wszystko się dobrze skończy?- spytałam jakimś dziwnie słabym głosem.
-Julka, nie wiem... Słyszałam, że nie jest dobrze, ale nie poddamy się. Będziemy o nich walczyć  wbrew wszystkiemu i zrobimy, co w naszej mocy, żeby byli z nas dumni. - ścisnęła moją dłoń, a ja zacisnęłam zęby i wiedziałam, że to z nią przejdę. Mając tych wspaniałych ludzi wokół mnie, wszystko musiało  się udać.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Podoba mi sie sposob komentowania. Iks de.
Literowki:
- "... obecność, była jej wdzięczna za wsparcie." Wydaje mi sie, ze powinno byc "bylam".
Bledy stylistyczne:
- "...lekarz prosił, bym już dawno zawiozła do domu, ale..." Co Julita ma zawiezc do domu?
- "...twoja matka też to całkiem nieźle opanowane." Chyba powinno znajdowac sie gdzies "ma".
Bledy interpunkcyjne:
- "... nic, ale .... Będziemy..." Cos mi tu te cztery kropki nie pasuja.
- "Nadzieja matką głupich...." Cztery kropki to zlo!
Bledy ortograficzne:
- "... na prawdę zależy." Jak to mawia moja polonistka: "Naprawde" naprawde piszemy razem, a "na pewno" na pewno oddzielnie. Warto zapamietac.

Anonimowy pisze...

He he .. u mnie szybko szybko .. u ciebie wolno wolno .. rozwój akcji .. Podoba mi się :)
Pozdrawiam Caroline.

Anonimowy pisze...

Kazdemu sie zdarza, po prostu trzeba uwazac. A tak na marginesie to Ci zazdroszcze. Mnie napisanie czegos sensownego zajmuje ok. miesiaca, a Ty codziennie dodajesz rozdzial. Piszesz je na biezaco czy masz kilka w zanadrzu?

Anonimowy pisze...

Pamietaj, ze to Twoj blog i tekst. Ty tu jestes krolowa i wszystko zalezy od Ciebie. Jesli chodzi o wylapanie bledow to mozesz na mnie liczyc.

Utsutsu pisze...

Hej, to jest naprawdę fajne. Z początku nie chciało mi się czytać, ponieważ zauważyłam, że dość dużo tego. Jednak bardzo szybko i miło się czytało ;) Takie.. sympatyczne ;) Poza tym nie ma błędów, literówki zdarzają się sporadycznie co jeszcze bardziej mi się podoba. Dodaję się do obserwowanych.