poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Rozdział I i II


Przedmowa 


To opowieść poświęcona ludziom, którzy postrzegają świat tylko w  kolorach czarnym i białym, dla tych, którzy nie dostrzegają odcieni szarości.
Dla pesymistów, którzy sądzą, że nic nie ma sensu i optymistów, uważających, że zawsze wszystko będzie się doskonale układać.
To opowieść o życiu i śmierci, radości i nieszczęściu, o tym, jak wszystko szybko potrafi się zmieniać i jak dziwne scenariusze pisze każdy kolejny dzień. To książka o naszym istnieniu. Bo tylko jedno jest pewne: lepsze lub gorsze,  ciekawe lub monotonne : jutro nadchodzi zawsze.




Rozdział I

Pierwszy wakacyjny dzień
Na ten dzień czekałam bardzo długo. Zresztą, wszyscy uczniowie od zawsze oczekiwali go z niecierpliwością. Zakończenie roku szkolnego. Przeciągnęłam się kilka razy w łóżku i zerwałam się z niego bez zbędnego ociągania, pełna energii i optymizmu. Już teraz do okna dobijały się ostre promienie słoneczne i rozświetlały mój pokój jasnym  światłem. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam soczystą zieleń trawy i pełną gamę barw w postaci kwiatów rosnących na dworze. Tak, miałam bardzo dobry humor.
Pobiegłam  do łazienki, szybko wykonałam poranną toaletę i poczułam wspaniały zapach. Czym prędzej ruszyłam do kuchni. Miałam rację, moja mama upichciła pyszne naleśniki z serem i truskawkami.
- Cześć. - powiedziałam i uśmiechnęłam się serdecznie.
- Witaj, Julciu! – odpowiedziała z podobnym entuzjazmem moja mama.
- Nawet nie wiesz, mamo, jak bardzo się cieszę, że dziś zaczynają się wakacje! Wreszcie spokój, czas na zabawę, wspaniała pogoda. Może jakiś wyjazd? Teraz sobie odpocznę po mojej ciężkiej pracy. – dodałam przesadnie zmęczonym głosem z lekką nutą ironii. Sama doskonale wiedziałam, że nigdy się zbyt nie przepracowywuję. Lenistwo jest moim doskonałym kompanem, nie opuszcza mnie na krok i zawsze dba, bym się nie przemęczyła.
-  No, tak. Musisz być bardzo zmęczona. Uczyłaś się po nocach, poświęcałaś swoje życie towarzyskie. – odpowiedziała moja mama sarkastycznie.
Kiedy śniadanie było gotowe chwyciłam talerz z dwoma naleśnikami i zjadłam je w mgnieniu oka. Czułam, że przesadziłam i z ilością i czasem, w którym je pochłonęłam, ale trudno… Poszłam się ubrać, uczesać, umalować i wesołym krokiem ruszyłam do szkoły po odbiór świadectwa.

Wszystko skończyło się bardzo szybko. Nie było czego przedłużać. Rozdali nam świadectwa, dyplomy, nagrody, pożegnaliśmy się z nauczycielem i sobą nawzajem i wróciliśmy do domów. To nie był ostatni rok, w pełnym składzie mieliśmy zobaczyć się we wrześniu. Nasza klasa była na tyle zgrana, że wspólne imprezy czy spotkania były czymś naturalnym. Tak więc daliśmy wszystkim nauczycielom po kwiatku, podziękowaliśmy za ten rok, rzuciliśmy sobie krótkie „cześć” i każdy poszedł w swoją stronę. Poza tym, już jutro mieliśmy się zobaczyć na imprezie. Moich urodzinach. W dodatku osiemnastych. I to kolejna myśl, która bardzo poprawiała mój nastrój. Co prawda osiemnastkę miałam już tydzień temu, we wtorek, ale urodziny przełożyłam na sobotę. Potem jednak stwierdziłam, że jeszcze lepsza będzie pierwsza sobota wakacji. Rozpocznie sezon wakacyjny, każdy będzie miał więcej swobody, lepszy humor. Tak więc jutrzejszy dzień zapowiadał się wspaniale! Wszystko było już zaplanowane. Cały dom wysprzątany, jedzenie kupione. Miałam jeszcze tylko zrobić jakąś sałatkę, mama upiecze ciasta jutro. Na tę okazję zrobiłam nawet zaproszenia i już dawno je wszystkim rozdałam. Mój strój na jutrzejszy wieczór także podobał mi się bardzo. Był może zwyczajny i klasyczny, ale wyglądałam w nim naprawdę ładnie. Zastanawiałam się, czy wszystko wypali, czy dopisze pogoda, ale musiałam przerwać moje rozmyślania, bo właśnie otwierałam drzwi do domu.
-Pokazuj świadectwo, zaraz wyjdzie na jaw, jaki z Ciebie leniuch!- powiedział wesoło tata. „Jakby nie wiedział, jakie tam mam oceny”- pomyślałam natychmiast.
- No, brawo, brawo, córeczko! Jestem z Ciebie dumny. Mogło być lepiej, gdybyś tylko trochę się przyłożyła. Ale skoro Ty nie poświęcasz w ogóle czasu nauce i masz takie wyniki… No, gratuluję.- uśmiechnął się i przytulił mnie z całych sił. Kochałam go bardzo i szanowałam, ale nie lubiłam takich scenek. Moje oceny znał od dawna i to przytulanie… Tak, z pewnością bardzo mnie kochał. Zresztą, ja jego też. Zawsze był moim adwokatem, wierzył w moją dojrzałość i odpowiedzialność. Z nim mogłam rozmawiać na każdy temat, zaczynając na meczu piłki nożnej poprzez temat rówieśników, kończąc na rozmyślaniach filozoficznych. Był trochę romantykiem, pełnym wiary w idee. Czułam, że mogę nazwać go pokrewną duszą i oprócz ojca mam w nim przyjaciela.  Co do świadectwa, miał rację. Byłam trzecia w  klasie i mimo, iż skończyłam drugą klasę w renomowanych liceum, to miałam czerwony pasek. I nie pracowałam na niego bardzo. Owszem, uczyłam się trochę, odrabiałam wszystkie lekcje, ale w porównaniu do klasowej prymuski miałam życie bardzo, bardzo wesołe i rozrywkowe. W przeciwieństwie do niej byłam akceptowana przez społeczeństwo i lubiana. Miałam swoje grono najbliższych znajomych, chłopaka, przyjaciółki i prawie co weekend zaproszenie na jakąś imprezę. Nie mogłam narzekać na moje życie towarzyskie. Nie mogłam narzekać na rodziców, 11- letnią siostrę czy szkołę. Byłam po prostu szczęśliwą, pogodzoną ze swoim życiem dziewczyną. Wydawało mi się też, że jestem dojrzała i będę potrafiła poradzić sobie w dorosłym życiu  (w końcu niedawno odebrałam dowód). „Wszystko zweryfikuje życie”- jak to mówiła moja mama. Zawsze denerwował mnie ten jej pesymizm, jednak zawsze miała rację…



Rozdział II

Osiemnastka
I wreszcie nadszedł ten dzień. Byłam szalenie podekscytowana. Zerwałam się z łóżka z samego rana i wzięłam się za ostatnie czynności, jakie miałam jeszcze dziś wykonać. Poodkurzałam, wytarłam kurze i ruszyłam do kuchni, sprawdzić czy wszystko gotowe. Moja mama nie zawiodła. Wszystkie ciasta, łącznie z tortem były już gotowe, a wszędzie panował idealny porządek.
- Dziękuję, mamo!- krzyknęłam zadowolona i rzuciłam się jej na szyję.
Odepchnęła mnie delikatnie i powiedziała, żebym nie szalała, bo jeszcze coś zrzucę…. Tak, dla niej zawsze wszystko musiało być na miejscu. Idealna dyscyplina, spokój. Była całkowitym przeciwieństwem taty. Ona chyba nigdy nie oderwała się od ziemi, stąpała po niej bardzo mocno. Strasznie działały mi na nerwy te jej zasady, przestrogi i pesymizm, ale wiedziałam, że jej rady zawsze są pomocne i nigdy by mnie nie zawiodła.
- Oj, nie przesadzaj. Nie jestem takim znowu niedorajdą. – odpowiedziałam.
- No, nie wiem czy nie jesteś. Mogłabyś się czasem zastanowić, co robisz. A propos: na tej osiemnastce tez uważaj, nie rozwal czegoś. I staraj się wynosić brudne naczynia na bieżąco, będzie mi łatwiej zmywać.
- No, co ty mamo! Ja tu wszystko posprzątam i pozmywam. Na prawdę. Ale bardzo dziękuje za propozycje pomocy. – Tak, zawsze była pomocna. Nazwałabym to nawet nadopiekuńczością. Chyba właśnie stąd wynikał jej ciągły strach o mnie.
Była godzina 15, goście zaproszeni byli na 18, ale ja stwierdziłam, że już czas, by się zacząć szykować. Wzięłam prysznic i ubrałam się w szlafrok. Włosy pokręciłam już rano, teraz tylko poprawiłam loki i zebrałam je w koczka. Wypuściłam kilka pasm i byłam bardzo zadowolona z efektu. Całe ułożenie zajęło mi zaledwie 15 minut. Z makijażem poszło równie szybko i łatwo jak z fryzurą. Oprószyłam twarz pudrem, delikatnie podkreśliłam oczy kredką, pomalowałam rzęsy tuszem, a usta czerwoną szminką. Przebrałam się szybko. Po kilku spojrzeniach w lustro stwierdziłam, że prezentuję się całkiem  ładnie. Czerwone usta pasowały do szpilek i kopertówki w tym samym kolorze, a głęboka czerń moich włosów i oczu idealnie współgrała z małą czarną, którą miałam na sobie. Założyłam jeszcze na szyję sznur pereł i byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że wszystko zajęło mi raptem  około 30 minut  i mam jeszcze 2,5 godziny. Cóż, zawsze miałam problemy z rozplanowaniem czasu. Albo zjawiałam się za wcześnie albo zdecydowanie za późno. Skoro miałam jeszcze trochę czasu, poszłam dokładnie wszystko omówić z rodzicami.
-Julia, jak ładnie wyglądasz!- tymi słowy powitała mnie moja młodsza siostra, Zosia.
- Dziękuję bardzo.- odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.
- A mogę to ciastko, co tam leży?- zapytała wskazując na przygotowany talerzyk z ciastkami, który stał na stole. Nie mogłam jej odmówić po tym ostatnim komplemencie. Kiwnęłam głową.
- No, rzeczywiście, bardzo ładną mamy córkę.- stwierdzili rodzice. Nie lubiłam nigdy takich komentarzy. Peszyły mnie. Poza tym, nieważnie czy byłabym ładna czy nie - rodzina i tak zawsze powie Ci „Wyrosłaś. Ładna z Ciebie dziewczyna.” 
- No, dziękuję bardzo- odparłam.- Chciałam jeszcze raz wszystko ustalić. Wyjeżdżacie i wracacie kiedy? Żebym się o Was nie martwiła. Aha, tu impreza będzie trwała do rana. Wiecie, że będzie 40 osób. Mamo, ja potem wszystko posprzątam, tak jak Ci mówiłam.
-Dobrze, dobrze. My wrócimy jutro około 14. Baw się dobrze. I nie martw się tym sprzątaniem. Będziesz zmęczona, ja się wszystkim zajmę jak wrócę. Bądź gościnna, pamiętaj. Zajmuj się gośćmi i zachowuj się!- już zaczynały się rady. Bałam się, że zaraz znów zaczną się pouczenia, gdy uratował mnie telefon.
-Tak, słucham.- rozpoczęłam standardowo. Rodzice uczyli mnie zawsze, że „halo” nie brzmi zbyt dobrze.
- No, cześć. Jak tam przygotowania do najwspanialszej imprezy? Może wpadniemy do Ciebie wcześniej i pomożemy Ci trochę?- dzwoniła Kaśka, moja przyjaciółka. Wszystko było zrobione już dawno, ale nudziło mi się, więc powiedziałam, żeby wpadły jak najszybciej.
-Będziemy za 15 minut. – wiedziałam kto będzie. Kaśka i Julita. Moje najbliższe przyjaciółki. Kolegowałyśmy się jeszcze od podstawówki i wszyscy wiedzieli, że jesteśmy nierozłączne. Znałyśmy każdy swój sekret, wyjeżdżałyśmy wspólnie w wakacje, często nocowałyśmy u siebie, a gdy u którejś coś się działo, natychmiast biegłyśmy z pomocą. Nie było dla nas rzeczy niemożliwych, myślałyśmy, że razem zbawimy świat. Jedno wiedziałyśmy na pewno: Prawdziwa przyjaźń jest najlepszym, co może spotkać człowieka w życiu.
Zakomunikowałam rodzicom, że dziewczyny zaraz przyjdą, żeby mi pomóc. Oni także nie pytali które. Doskonale wiedzieli o kim mówię.
Nie musiałam na nie czekać nawet całego umówionego czasu.  W pięć minut od rozmowy, w domu rozległ się dźwięk dzwonka. I wesołe towarzystwo wbiegło do pokoju, uśmiechnięte i pełne życia.
- Julka, kochanie, wszystkiego najlepszego!! Wyglądasz wspaniale w tej sukience, dobrze, że Ci ją doradziłam. – Już wiedziałam co będzie wadą dzisiejszego wieczoru. To ja miałam być w centrum zainteresowania. Nie byłam nieśmiała, wręcz przeciwnie, łatwo nawiązywałam kontakty z rówieśnikami, dużo mówiłam, śmiałam się. Ale nie lubiłam, kiedy mówiono o mnie. To sprawiało, że chciałam schować się pod ziemię i nie słyszeć tego wszystkiego.
- Dzięki, dziewczyny. Wy wyglądacie lepiej. – nie kłamałam. Kasia miała na sobie delikatną, kremową sukienkę. Jej długie blond loki i wielkie, niebieskie oczy sprawiały, że wyglądała jak postać z bajek Disneya. Rudowłosa Julita w zielonym stroju przypominała nimfę leśną.
-Ee, Ty masz już wszystko gotowe i sama jesteś gotowa. Pewnie wszystko uda się idealnie.- powiedziała, jak zawsze uśmiechnięta i pełna energii Kasia. Ona nie widziała nigdy żadnych przeszkód, wszystko było dla niej łatwe. Cechowała ją szczególna odwaga i łatwość załatwienia wszystkiego. Nie była typem marzycielki ani romantyczki, stąpała twardo po ziemi, ale z jej urokiem i optymizmem świat stał przed nią otworem. Z nią zawsze rozumiałam się najlepiej i choć różniłyśmy się i miałyśmy bardzo różne poglądy, to z pewnością ona była moją najlepszą przyjaciółką. Z Julitą także dogadywałam się wspaniale, ale przeszkadzał mi jej niesamowity spokój i opanowanie. Ta melancholia bywała zabójcza dla otoczenia.
Chwilę rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i poszłam pożegnać się z rodzicami. Wyjeżdżali do jakichś znajomych. Byłam im bardzo wdzięczna, że zrozumieli, iż impreza będzie o wiele fajniejsza, gdy będzie „wolna chata”.  Kiedy wyszli było około 17, mieliśmy jeszcze godzinę do schodzenia się gości. Jednak na rozmowie czas mijał bardzo szybko i nawet się nie zorientowałyśmy kiedy w domu rozległ się dźwięk domofonu. Poprawiłam się jeszcze szybko w lustrze podczas gdy Julita otworzyła. Jako pierwszy przyszedł Robert z kolegami. Robert- mój chłopak od jakiegoś miesiąca. Wysoki blondyn z niebieskimi oczami. Był jednym z bardziej utalentowanych sportowców w naszej szkole i cieszył się ogromnym powodzeniem u dziewcząt. Wiedziałam, że kiedy spaceruję z nim przedstawicielki płci pięknej obdarzają mnie spojrzeniem pełnym zazdrości. Muszę przyznać, że sprawiało mi to sporą satysfakcję. Nie był to typ romantyka ani intelektualisty, nie rozmawiało się z nim dobrze o swoich planach na przyszłość, nie miał też zbyt dużego poczucia humoru, ale jednak każdy jego uśmiech sprawiał, że serce biło mi szybciej.  Tak było i tym razem. Kiedy tylko zbliżył się do mnie i owionął mnie zapach jego perfum, myślałam, że zemdleję.
- Kochanie, wszystkiego najlepszego!- powiedział i złożył delikatny pocałunek na mych wargach, a potem szepnął prosto w ucho, lekko odgarniając moje włosy – Wyglądasz bosko!
Impreza rozwinęła się wspaniale. Każdy życzył mi wszystkiego najlepszego, usłyszałam mnóstwo komplementów. Prezenty także okazały się udane. Od Roberta dostałam piękny złoty naszyjnik i przywieszkę w kształcie serca. Od Kasi i  Julity  złotą bransoletkę. Otrzymałam również piękną chustę w kwiaty, kilka książek, nową płytę mojego ulubionego zespołu, trafił mi się nawet bilet na jakieś przedstawienie. Widziałam, że ludzie bawili się doskonale, każdy był zadowolony i to sprawiało mi szczególną radość. Prawie cały czas tańczyłam, śmiałam się, rozmawiałam z każdym. Kiedy po północy poczułam, że zaczyna mi się lekko kręcić w głowie, wyszłam się przewietrzyć. Usiadłam na huśtawce i zaczęłam rozkoszować się rześkim, letnim powietrzem. Niezbyt długo cieszyłam się samotnością. Zaraz pojawił się przy mnie mój książę z bajki w swojej nienagannie uprasowanej koszuli i misternie ułożonych włosach. Miały na pozór sprawiać wrażenie pozostawionych w nieładzie, jednak każdy kto im się przyjrzał wiedział, że każdy kosmyk był misternie ułożony w inną stronę. Wiedziałam, że to zbędny pedantyzm, ale ceniłam to w nim. Mnie samej brakowało takiej dyscypliny.
- No, to co? Już osiemnastka na karku? Już jesteś dorosła. Mam nadzieję, że nie porzucisz teraz swojego, zakochanego w Tobie po uszy chłopaka. – powiedział to tonem, który rozczuliłby każdego.
- Ja? Jakże mogłabym go porzucić. Obawiam się, że to on może mnie zostawić, ale na pewno nie ja jego. – miałam rację. Sprawiało mi dużą przyjemność to, że dziewczyny patrzą na mnie z taką zazdrością i takim zakochanym wzrokiem na mojego chłopaka, ale z drugiej strony…
-Gadasz głupoty. Nie mógłbym Cię zostawić. Mam tylko nadzieję,  że potrafisz okazać mi swoja miłość ...  – więcej nie powiedział. Odgarnął tylko moje włosy i pocałował. Powinnam być  z tego powodu szczęśliwa, ale  jego usta nie zatrzymały się na moich. Powędrował nimi sporo w dół. Co on sobie myślał? Jestem jego kolejnym nabytkiem, którym pochwali się kolegom i rzuci?  Chciałam już coś mu powiedzieć, ale w tej chwili drzwi się otworzyły i Kasia zawołała mnie na toast, wznoszony na moją cześć. Ruszyłam w stronę drzwi, a goście powitali mnie wesołym „Sto lat”. Właściwie nie wiem, który raz słyszałam dziś tą piosenkę. Świat wokół mnie wirował. W tej chwili byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Miałam wspaniałych przyjaciół, wybaczyłam nawet Robertowi jego wyskok, przechodziłam najlepszy okres w moim życiu, a teraz byłam na cudownej imprezie i to  dodatku- zorganizowanej przeze mnie. Tak, zdecydowanie cieszyłam się młodością. Byłam wolną nastolatką, zakochaną, cieszącą się bogatym życiem towarzyskim, z wieloma zainteresowaniami, która wbrew stereotypom dotyczącym ludzi w moim wieku cieszyła się zaufaniem rodziców. Dostrzegłam jak niewiele mam problemów. Owszem, buntowałam się przeciwko tej niesprawiedliwości, agresji czyhającej się na każdym kroku i obłudzie, ale nie uciekałam z domu, miałam dobry kontakt z rodzicami i mogłam spokojnie spoglądać w lustro, bez wyrzutów sumienia. Jakby tego szczęścia było mało usłyszałam moją ulubioną spokojną i romantyczną melodię i poczułam jak Robert chwyta moją dłoń. Chwilę później kołysaliśmy się w rytm muzyki, a właściwie… ja próbowałam tańczyć melodyjnie, a on niezbyt rytmicznie człapał obok mnie. Szczerze mówiąc przy tej piosence taniec według mnie powinien wyglądać zupełnie inaczej i po chwili, gdy on zbyt mocno przyciągał mnie do siebie chciałam usiąść, ale kiedy zauważyłam ten podziw w oczach widzów całego widowiska (szczególnie tej damskiej części) postanowiłam wytrzymać jeszcze trochę. 
Impreza toczyła się dalej… Każdy bawił się doskonale, ale teraz z hucznej zabawy przerodziła się w spokojne spotkanie. Wszyscy porozbijali się w grupki, pary zajęły się sobą, było już w końcu sporo  po trzeciej. Dlatego szczególnie zdziwiło mnie to, że dzwonił telefon.
- Halo! Czy to pani Julia Starowska? Pani rodzice ulegli wypakowi samochodowemu i właśnie znajdują się w naszym szpitalu. Proszę jak najszybciej pojawić się na miejscu. Już podaję adres…

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wow! Podoba mi się. Oby tej siostrze i rodzicom nic się nie stało. Ale impreze miała urodzinową.Kiedy kolejny rozdzial? Zapraszam na milosc-i-iinne-rozterki.blog.onet.pl

Anonimowy pisze...

Przypominam, ze sama chcialas, zybe Cie pomeczyc, wiec zaczynam swoj wywod. Nie bede sie rozdrabniac na przedmowe, rozdzial pierwszy i drugi.
Bledy logiczne:
- Wydaje mi sie, iz w Polsce koniec roku szkolnego wypada w srode.
Literowki:
- "...a gleboko czern moich..." Tutaj powinno byc "gleboka".
Uwagi ogolne:
To Twoj pierwszy blog tego typu? Piszesz naprawde dobrze, ale jednak brakuje mi tu akapitow, a tego czepiam sie tylko przy dobrych tekstach. A poza tym strona wygladalaby lepiej, gdyby kazdy wpis umieszczac osobno.

BlueMapet pisze...

Łał. Przeżyłam szok na końcu. Cieszę się, że znalazłam ten blog gdy miał już kilka rozdziałów: nie będę się zbyt niecierpliwić czekając na kolejne posty (żart).
Miłego dnia :)

Anonimowy pisze...

bardzo ciekawe, dzieki