piątek, 7 października 2011

Rozdział IX


Rozdział IX


W lesie....



Kiedy dotarłam przed drzwi sali Zosi, byłam... prawie, że zadowolona. Cieszyłam się, że skończyłam ten bezsensowny związek, poznałam nowych ludzi, z którymi mimo tak krótkiej wymiany zdań, dogadywałam się świetnie. Zauważyłam, że nawet nieznajomi mogą okazać się jej podporą. Gdyby nie Adam i Agata pewnie ciągle przejmowałabym się głupią sytuacją na przystanku. Teraz już o tym nie myślałam. Cieszyłam się z pochwał nowych znajomych: nie okazałam się kolejną pustą natolatką, nie potrafiącą oprzeć się urokowi tego chłopaka. Nie mógł mnie dopisać do swej długiej listy "zdobyczy, które na zawsze oddały mu swe serce". Poza tym, humor poprawiał mi fakt, że Zosia wracała do domu.
-Cześć, kochanie! Spakowana? Wracamy do domu - powitałam ją w, jak na zaistaniałą sytuację, entuzjastyczny sposób.
-Czemu się tak cieszysz? Jak ty możesz być zadowolona? - cały mój nastrój prysł. Poczułam się winna, a ona miała rację. Jak słabe były moje uczucia, skoro juz dziś oderwałam się od myśli o rodzicach? Bez słowa złapałam torbę Zosi i chwyciłam mocno jej dłoń. Natychmiast ją wyrwała i spojrzała na mnie z wyrzutem. Teraz dopiero poczułam, jak bardzo mnie rani. Ruszyłam w stronę wyjścia, a oczy miałam pełne łez...


Całą drogę spędziłyśmy w milczeniu. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście moje zachowanie jest karygodne? Jak ja mogę myśleć o czymkolwiek prócz smierci moich rodziców? Nie mam serca. Nadzieja na normalne życie? Teraz muszę zapomnieć o słowie "normalność", a moje szanse na szczęście skończyły się w tę feralną noc, która wywróciła do góry nogami cały mój doczesny byt. Nie mam się co starać, jestem spisana na straty.

-Witaj, kochanie! Jak dobrze, że już jesteś w domu! - nawet, pozornie wesoły ton głosu babci, nie pozwolił mi zapomnieć o moich pesymistycznych rozmyślaniach. Zwróciła się do Zosi i mocno ją przytuliła. Ta jednak wyrwała się pełna złości:
-To już nie jest mój dom! - krzyknęła, zatrzasnęła z hukiem drzwi do swojego pokoju i zamknęła je na klucz. W oczach babci pojawił się ból, a ja poczułam jak nerwowo bije moje serce. Na twarzy miałam wypieki, a w głowie ze złością i żalem mieszało się współczucie, że babcia musi tak cierpieć. Najgorsze było to, że zachowanie siostry tak bardzo przypominało moje. Dopiero teraz zrozumiałam, iż dokładałam tylko kolejnego bólu i zmartwień moim bliskim. Przecież oni cierpieli tak samo jak ja. Nie byłam jedyną i największą ofiarą, inni rozpaczali a tym samym stopniu. To mój egozim pozwalał na takie zachowania.

Po tym dniu nie mogłam spać. Lekki sen ukoił mnie dopiero nad ranem. Jednak dzięki bezsenności, miałam czas, by przemyśleć wiele spraw.  Ile to juz razy obiecywałam sobie, że wezmę sie w garść? Dziś prawie się udało, rozmowa z Agatą i Adamem mi bardzo pomogła. Ale wszystko zepsuło jedno spojrzenie mojej cierpiącej i zrozpaczonej siostry. Zrozumiałam, że nie mogę się tak szybko poddawać, że muszę być dla nich oparciem, nie niepotrzebnym balastem.


Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu, ruszyłam do pokoju Zosi. Zastałam ją zapłakaną.
- Julka, ja nie dam rady! Kim my bez nich jesteśmy? Jak będziemy żyć? Tyle krzywd im wyrządziłam, dopiero teraz czuję jak bardzo są mi potrzebni, jak mało miłości im okazywałam. Teraz już nie mogę im nic powiedzieć, przeprosić. Zostawili nas na zawsze, a my nie możemy być same! - powiedziała to takim tonem, że pękało mi serce z bólu. Sama zdawałam sobie sprawę, że ma całkowitą rację, dostrzegałam, że też o tak wielu sparawach nie zdążyłam im powiedzieć, tak wielu nieporozumień nie wyjaśniłam. Poza tym: cierpiała moja siostra. Moja bezbronna siostra.
-Wiem, ale nie jesteś sama. Czuję to samo co ty. Pamiętaj, że jesteśmy razem, zawsze możesz na mnie liczyć. Zosiu, chodźmy stąd. Ubierz się i wychodzimy, tylko cicho! - podałam jej ubrania, niedbale rzucone na krzesło i poszlam do kuchni, przygotować śniadanie. Obie jednak nie tknęłysmy nawet posiłku i bezszelestnie wymknęłysmy się z domu.
Na dworze było jeszcze chłodno, ale szybkim marszem dotarłyśmy do pobliskiego, niewielkiego lasu. Gdy dotarłyśmy na miejsce, słońce już mocno prażyło i zapowiadał się upalny dzień.
-Julka, po co ty mnie tu zabrałaś? Masz teraz ochotę na spacery? - z tonu Zosi wynikało, że zaraz może wybuchnąć płaczem.
-Nie. Jesteśmy tu, bo musimy poważnie porozmawiać.


Cały dzień spędziłyśmy w tym miejscu. Mimo, że moja siostra była ode mnie sporo młodsza, zauważyłam jak bardzo mądra i dojrzała jest. Nigdy wcześniej nie poruszałyśmy takich tematów. Wyjaśniłyśmy sobie jaką pustkę czujemy, ona wypłakała się, a ja zebrałam wszystkie swoje siły i stanowiłam jej oparcie. Wytłumaczyłam, że jesteśmy teraz w fatalnej sytuacji, ale musimy wspierać babcię, pomagać sobie nawzajem i nadal starać się dla rodziców. Samej trudno było mi całkowicie uwierzyć w to, co mówiłam : że nasze życie będzie  całkowicie inne, ale nie oznacza, że już zawsze będziemy nieszczęśliwe. Mówiłam też o czasie, który leczy rany, o tym, że mamy nauczyć się z tym żyć, ale nie możemy zapomnieć. Szczerze mówiąc, wypowiadałam  piękne, górnolotne i mądre zwroty, ale sama nie bardzo wiedziałam czy mam rację.

Gdy zaczęło się ściemniać, zrozumiałam, że na tej samotnej polance spędziłyśmy cały dzień. Byłam zadowolona z kontaktu, jaki udało mi się złapać z Zosią. Widziałam, jak bardzo się męczy, ale szybciej niż do mnie, docierało do niej, że musi choćby udawać, iż nie jest aż tak źle. Zorientowałyśmy się jak późna już pora i szybkim tempem ruszyłyśmy w stronę domu. Kiedy tylko przekroczyłyśmy próg domu, babcia odezwała się do nas z pretensjami:
-Dzieci, jak ja się o was martwiłam! Nie było was cały dzień! Nie odbierałyście telefonów. Już myślałam, że zwariuję!
-Babciu, bardzo przepraszamy, na prawdę. Nie wiem, może nie było zasięgu... A na stole zostawiłyśmy przecież kartkę, że wychodzimy. Ale masz rację, jeszcez raz przepraszamy - było mi głupio, że babcia się tak o nas martwiła.
-Dobrze, już trudno. Dziwne, gdybyście się teraz przejmowały godzinami powrotu do domu. Proszę was, kładźcie się szybko spać. Jutro ciężki dzień- głośno westchnęła. To nawet nie bylo westchnienie, to było wyrażenie nieopisanego cierpienia, którego nie dało się wyrazić słowami.
Miała rację, jutro ciężki dzień - jutro dzień pogrzebu. Na samą myśl o tym wybuchnęłam płaczem. 


________________________________________________________________________________-

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nic nowego, ale nie miałam zupełnie na to czasu. Obiecuję starać się o większą systematyczność w dodawaniu kolejnych rozdziałów. Dziś dodaję na szybko.
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze! :*

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Zaczne od bledow:
!. "nawet, pozornie wesoły ton głosu babci, nie pozwolił mi zapomnieć o moich pesymistycznych rozmyślaniach." Powinnas to zaczac duza litera i drugi powinnac postawic przed slowem "ton".
2. "...inni rozpaczali a tym samym..." Wykrylam literowke. Powinno byc "na".
3. "Jednak dzięki bezsenności, miałam czas, by przemyśleć wiele spraw." Postawilabym przecinek po "jednak".
4. "podałam jej ubrania, niedbale rzucone na krzesło i poszlam do kuchni, przygotować śniadanie." Znowu powinno zaczac sie wielka litera, a drugi przecinek powinien byc po "krzeslo", a nie "kuchni".
5. Przed ostatni akapit, pierwsze zadnie: "Cały dzień spędziłyśmy w tym miejscu." Ostatni akapit, rowniez pierwsze zdanie: "Gdy zaczęło się ściemniać, zrozumiałam, że na tej samotnej polance spędziłyśmy cały dzień." Napisalas dwa razy to samo. Ja Twoim miejscu usunelabym to zdanie z ostatniego akapitu.
6. "-Dzieci, jak ja się o was martwiłam! Nie było was cały dzień! Nie odbierałyście telefonów. Już myślałam, że zwariuję!" Nie wiem jak Twoja, ale moja babcia jesli juz krzyczy to krzyczy, a nie (schemat) ! ! . !
7. "-Babciu, bardzo przepraszamy, na prawdę." Jak mawia moja polonistka: "Naprawde" naprawde piszemy razem, a "na pewno" na pewno oddzielnie. Warto zapamietac.
8. " Ale masz rację, jeszcez raz przepraszamy..." Literowki sa ZUE~!
9. "Proszę was, kładźcie się szybko spać." Moze i babcia jest starsza, ale one tez powinny byc szanowane. "Was" z duzej litery, prosze.
10. "Miała rację, jutro ciężki dzień - jutro dzień pogrzebu." Dzien, dzien, dzien, dzien... Zrozumialas aluzje?
A teraz zdanie mojego bardziej ludzkiego "ja": "Lubie to!" Pieknie, ladnie, ale jednak przejrzyj tekst po napisaniu jeszcze raz albo dwa. Wtedy unikniesz kilku bledow, choc swoje wlasne najtrudniej znalezc. A co do dialogow, to cos mi w nich nie pasuje, ale nie jestem w stanie stwierdzic co. Ale mam pomysl. Poczytam, popytam, dowiem sie i jakos Ci przekaze, jak dialog powinien wygladac.

nieogarnięta ;x pisze...

dzięki za komentarz ;p spoko blog

;nikola.♥ pisze...

Thank you for the comment ,
it means a lot to me , if you could
visit me often that would be great . !
Have a nice time and I am really impressed of your work . Carry on good job : ) {♥}

wigga pisze...

dziękuję za komentarz! :)

dobry rozdział!

wiggaa.blogspot.com

ℰm. pisze...

fajne opowiadanie, podoba mi sie pomysl:) nie przeczytalam wszystkich rozdzialow ale wiekszosc i bede odwiedzac twojego bloga zeby czytac dalej :)
ja jestem tutaj nowa i zaczelam wlasnie pisac opowiadanie wiec wpadniesz i ocenisz? mam nadzieje, ze sie spodoba, jak na razie mam tylko jeden rozdzial i sie dopiero rozkrecam ale czekam na szczere opinie :)
xx ℰm.

BlueMapet pisze...

Hej :D
Świetny rozdział. Umiesz grać na emocjach, wiesz?
Pozdrawiam Mapet :D

Anonimowy pisze...

Jejku chyba jestem twoją fanką :)
NAPRAWDĘ EKSTRA !
Pozdrawiam Caroline

Anonimowy pisze...

Uu. Wciągające. Dodałam do obserwowanych . ;) Zapraszam również na mojego bloga : www.zakreconezyciebasiuuu.blogspot.com !
Może ci się spodoba .? :D